„Mamo, czy jestem wystarczająco dobry?” – o budowaniu samooceny u dzieci
Czasem nie trzeba słów, by dziecko zadało pytanie, które porusza najgłębsze warstwy rodzicielskiego serca. Wystarczy spojrzenie, zawahanie, opuszczone ramiona po nieudanym sprawdzianie, milczenie po powrocie ze szkoły. Dzieci nie pytają wprost, ale często chcą wiedzieć jedno, czy jestem wystarczający taki, jaki jestem?
Samoocena to coś znacznie więcej niż myślenie „jestem dobry z matematyki” czy „ładnie rysuję”. To wewnętrzny głos, który towarzyszy dziecku przez całe życie. Głos, który mówi: „Dasz sobie radę”, albo wręcz przeciwnie, „Lepiej się nie wychylaj, i tak ci się nie uda”. Budowanie tego głosu zaczyna się wcześniej, niż wielu z nas myśli, w zwykłych, codziennych sytuacjach. Kiedy dziecko z dumą pokazuje rysunek, a my bez odrywania wzroku od telefonu rzucimy tylko „fajnie”, albo gdy z pełnym zaangażowaniem opowiada, co wydarzyło się w szkole, a my słyszymy tylko połowę, bo jesteśmy myślami gdzie indziej. Nie z braku miłości, z braku czasu, sił, świadomości.
Dzieci nie potrzebują rodziców idealnych. Potrzebują takich, którzy je widzą i słyszą naprawdę. Którzy potrafią się zachwycić nie tylko sukcesem, ale i wysiłkiem. Którzy powiedzą: „Jestem z ciebie dumny, bo się starałeś”, a nie tylko: „Brawo, że dostałeś piątkę”. Potrzebują prawa do błędu, bo to właśnie po niepowodzeniach rodzi się odporność i przekonanie, że nawet jeśli coś mi nie wyszło, to wciąż jestem wartościowy.
Zbyt często skupiamy się na tym, by dziecko dobrze się uczyło, było lubiane, potrafiło się zachować. A przecież najważniejsze pytanie brzmi: czy ono czuje, że jest kochane bez warunków? Że nie musi zasługiwać na miłość przez osiągnięcia, zachowanie czy dobre maniery? Kiedy dziecko wie, że może być sobą, również w gorszy dzień, wtedy rośnie w nim coś cennego: zaufanie do siebie i świata. I to właśnie jest podstawa zdrowej samooceny.
Nie chodzi o to, by chronić dzieci przed wszystkim, co trudne. Chodzi o to, by w tych trudnych momentach nie były same. Żeby mogły usłyszeć: „Widzę, że ci ciężko. I tak cię kocham.” Takie słowa, choć wypowiedziane szeptem, mogą w duszy dziecka wybrzmiewać przez lata.
Zdarza się, że mimo naszych starań dziecko nie wierzy w siebie. Wycofuje się, porównuje do innych, rezygnuje, zanim spróbuje. To znak, że może potrzebować dodatkowego wsparcia, rozmowy, terapii, obecności kogoś, kto pomoże odnaleźć ten zaginiony głos wewnętrzny. To nie powód do wstydu, to wyraz troski i odwagi.
Dzieci nie zapamiętają wszystkich naszych słów, ale zapamiętają, jak się przy nas czuły. I właśnie to uczucie, że były ważne, wystarczające, widziane i kochane, stanie się ich fundamentem, na którym będą budować całe dorosłe życie.